wtorek, 29 maja 2012

26-27 maja - grillowanie w Rzędkowicach, wspinanie w Mirowie

Po piątkowych szaleństwach w postaci wspinania i wieczorno-nocnych juwenaliów (moich, Madzi i Grześka), rano, o zgrozo, czekała mnie praca. Szczęście w nieszczęściu, że pracowałam tylko do 16:00, więc mogłam zaplanować sobie nie tylko niedzielę, ale i sobotnie popołudnie. Z racji tego, że uwielbiam spędzać czas na świeżym powietrzu, na łonie natury, w skałach czy w górach, ruszyliśmy około 17:30-18:00 w kierunku Rzędkowic. Nie, nie będziemy się tam wspinać, bo już wspominałam, że średnio przepadam za tym miejscem, a i Madzia nie jest entuzjastycznie nastawiona do wspinania się tam. Nieszybkie zakupy w TESCO, nieco szybsze w Carefourze (uzupełnienie tego, czego zapomnieliśmy kupić w TESCO :)) i jedziemy. Po naszej lewej stronie cały czas towarzyszyło nam bajeczne niebo.

fot. G.Buła



Po 20:00 dojeżdżamy, rozpalamy grilla, z którego ja usilnie próbuję zrobić ognisko, rozbijamy namiot i zaczynamy biesiadować. Mogłam dać upust swoim piromańskim zapędom.

(fot. A. Kawka) Piromania w najczystszym wydaniu.





Niebo gwieździste, niezbyt chłodna noc jak na tę porę roku - cudownie. Około 00:00 idziemy spać - ja z Arturem do auta, które okazuje się bardzo wygodne, wygodniejsze niż Skoda Fabia Combi, a Madzia z Grześkiem w namiocie.

Około 7:00 pobudka, śniadanko, pakowanie manatków i ruszamy w stronę Mirowa, gdzie na dziś mamy zaplanowane wspinanie.



Na pierwszy rzut na skale "Trzy siostry", droga za V o nazwie "Niebo w Gębie". Pierwsza idzie Madzia i prowadzi drogę OS, Artur w tym czasie nie patrzy, więc też jako drugi prowadzi OS, następnie Grzesiek podejmuje batalię ON ROPE, w butach kompletnie nie przeznaczonych do wspinaczki, ale wykazuje się hartem ducha i siłą mięśni i w ciągu dochodzi do końca, mimo, że to jego pierwszy raz w skałach. Na końcu idę ja, fleszykiem, bo asekurując widziałam, jak inni to robili :)


Spotowanie w moim wykonaniu.


Madzia i jej ON SIGHT.





Ja.


Grzesiek.


Następna droga to falstart. "Pozdrowienia z podziemia". Nie tak oczywista droga, jakby mogło się wydawać, trudna jak na VI+, warto popróbować, żeby się przekonać jak wygląda solidna VI+. Po próbach moich, Madzi i Artura stwierdzamy, że idziemy stąd dalej. Pada na "Szafę".

Kolej na "Rum z Colą" za V+, które Artur prowadzi RP second GO. Po trudnościach nogi dwa razy wyślizgują mu się ze stopni, ale siłą woli (i mięśni :)) utrzymuje się i dochodzi do stanu. Madzię przerasta wysięg, który faktycznie może być przyczyną niepowodzenia na tej drodze. Ja wstawiam się w "Gin z tonikiem", ale z obawy o palce, które muszą na tej drodze działać i pracować, rezygnuję. Nie mam zamiaru w tym sezonie po raz kolejny się skasować. Wypijamy po piwku i idziemy dalej.

Beer.









(fot. A. Kawka) Madzi próby na Rumie z Colą.


Uciekamy na Czwartą Grzędę, gdzie jak zwykle nie ma ludzi. Troszkę mnie to dziwi, bo drogi na Czwartej są moim zdaniem genialne. Wstawiam się w "Rycerskie szarpnięcie" za vi.1+. Boulderowy ruch na początku drogi mnie zaskakuje i wybiera siły, ale o dziwo przechodzę go, sama nie wiem jak. Na krótkim filmiku, Artur uchwycił mój brak gracji w wychodzeniu na półę oraz wulgaryzmy sypiące się z moich ust po przejściu tego boulderowego ruchu. Aż mi wstyd!







(fot. A. Kawka) Madzia i Mysia.



(fot. A. Kawka) Gdzie tu są jakieś stopnie?


Po "Rycerskim szarpnięciu" poszłam jeszcze z Madzią jeszcze na "Sztywny Pal Azji", który poprowadziłam FL, jednak wystraszona podczas prowadzenia byłam, ponieważ wcześniej idąca Magda nastraszyła mnie nieziemsko :) Ale poszło.

Po wszystkim wyjeżdżamy, bo niestety czas nas goni. Myślę, że udany weekend wspinaczkowo. Co prawda żadnego fajniejszego przejścia nie mam za sobą, ale kolejne cele na oku, Artur poprowadził kolejne dwie drogi, robiąc sobie solidną podstawę do trudniejszych dróg, Madzia ma też zapewne drogi, z którymi jeszcze przyjedzie się rozprawić w najbliższym czasie, a Grzesiek mamy nadzieję, ze złapał bakcyla :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz