piątek, 20 stycznia 2012

W planach Beskidy.

Wygłodniała Beskidów. Niby była Szyndzielnia, Klimczok, całkiem niedawno, jednak to nie ta częstotliwość, z jaką chciałabym przebywać w górach. Idealnie byłoby każdego weekendu, co jak wiadomo nie jest możliwe, zważywszy na pracę, a jeśli nie ze względu na pracę, to ze względu na brak środków finansowych, a żeby tych nie brakowało, trzeba iść do pracy. Zamknięte koło. Nie ma co narzekać, a szukać jedynie okazji każdej możliwej. Ten weekend jest specyficzny, bo okazja się nie znalazła, a jadę. W środku sesji. Strzał prosto w skroń, z prawej strony. I jeszcze z lewej na dobitkę, bo jadę na dwa dni. Nic to, jakoś będzie trzeba dać radę. Same kłody pod nogi: stuptuty "zgubione", sesja, panowie w telewizji mówią do mnie "najcięższe warunki w Beskidach od 50 lat", na stronach schronisk piszą "zalecamy wędrówkę w nartach bądź w rakietach". Dziś unikałam górskich doniesień jak ognia, a i tak dostałam informację na gg od "życzliwego znajomego" o studentach, którzy zabłądzili w okolicach Hali Boraczej/Rysianki i była konieczna akcja ratownicza GOPRu.
No nic, w każdym razie jutro ruszamy z Milówki, dość późno, bo przed 10:00. Celem naszym jest Hala Boracza. pierwszym celem, mam nadzieję, że nie ostatnim. Z Milówki doliną Milowskiego Potoku w warunkach letnich można do schroniska dojść w około 2h. Zobaczymy jak (o ile w ogóle) uda nam się dojść w śniegu, w jakim czasie. Dno doliny co prawda jest długie i monotonne, ale mam jakiś sentyment do tej drogi, uwielbiam drewniany budynek szkoły podstawowej, do której mój ojciec swego czasu jeździł na obozy ZHP. Jeśli już uda nam się dojść do Boraczej, to kolejnym celem jest Lipowska, gdzie mamy zarezerwowane noclegi. Więcej nie wiem nic, przebąkujemy coś o Pilsku, ale najpierw zobaczymy, czy czasem jutro nie będzie wycofu :) GÓÓRY!