poniedziałek, 26 listopada 2012

25 listopad - Żabnica-Boracza-Rysianka-Pilsko-Rysianka-Żabnica. W poszukiwaniu śniegu.

Jesień w górach w tym roku jest niezwykle długa i ciepła. Powolutku zaczyna nieco irytować, bo ile można czekać na śnieg? Już mam ochotę przemierzać szlaki w śniegu, zapadać się w nim, torować nieumiejętnie, powoli, narzekać na zimno i przemoczone buty, wycierać co chwilę nos w chusteczkę. Ach, rozmarzyłam się :) Póki co - nic z tego.

Dzień wcześniej - palcem po mapie.



START: 4:30. Dumnie mogłam powiedzieć - ze wstawaniem problemów u mnie nie było tego dnia, mimo, że sen nie należał do tych najdłuższych. Tym razem decyzja, gdzie jechać, zapadła wcześniej niż w samochodzie.  Żabnica Skałka. Już powoli się rozjaśniało, gdy ruszyliśmy na szlak. Po kilku minutach marszu już byłam rozgrzana i nie marzłam, a po kilkunastu minutach byłam przegrzana. Taki urok podejść. Na Halę Boraczą wchodziłam mnóstwo razy, ale od Żabnicy nigdy - gdybym wcześniej wiedziała, że to takie szybkie i bezbolesne podejście, to zaniechałabym wychodzenie z Milówki długą asfaltową drogą, a wybrała ten czarny szlak właśnie.

Spektakl chmur.


Na Hali Boraczej robimy parę zdjęć, do schroniska nie wchodzimy, tylko idziemy dalej. Notabene, schronisko to należy do mało urokliwych - wiem, że ostatnio tylko narzekam na schroniska, ale to na Hali Miziowej i Na Hali Boraczej to... schroniskowa druga klasa :)


Paparazzi na Boraczej.

Hala Boracza. Schronisko schowane za drzewkiem po prawej stronie.






"Miasto buzi się".




Z Hali Boraczej idziemy niebieskim, a następnie czarnym szlakiem na Redykalny Wierch (1144 m n.p.m.) - moje ulubione miejsce w Beskidzie Żywieckim.


Gdy już widzę między drzewami genialne światło i coraz lepsze widoki, wiem, że zbliżamy się do Redykalnego.


Widok na Małą Fatrę pierwszorzędny!

Przykuwający uwagę Rozsutec.


Pstrykamy.







Szlak do Rajczy. Nigdy jeszcze nim nie szłam, tym razem też nie będzie okazji.




Chwilę pstrykamy fotki - chmury, światło, widoczność - wszystko współgra ze sobą idealnie. Jedynym mankamentem jest moja nieumiejętność w robieniu zdjęć :) Ale co tam! Pstrykam!

Po chwili ruszamy dalej, chwilę podejściem, a później już płasko do samego schroniska na Lipowskiej (1324 m n.p.m.), gdzie robimy dłuższą, nie wiem nawet czy nie godzinną przerwę na małe co nie co :) Po drodze, co chwilę, w miejscach bezleśnych, towarzyszy nam widok na Tatry.




W drodze na Lipowską.

Moje buty wyglądają coraz lepiej.


Wyciąg jest, stok jest - tylko śniegu brak :(










Jednogłośnie wybraliśmy odpoczynek w schronisku na Lipowskiej zamiast na Rysiance. Względów jest wiele, począwszy od lepszego jedzenia przez obsługę po ogólną atmosferę tam panującą. Na Rysiance za to lepsze widoki, jednak gdy już tam doszliśmy - nie widać było niczego prócz tego, co w zasięgu 20 metrów można było dostrzec. Cóż. Trudno.

Dowód na to, jak szybko pogoda w górach się zmienia.



















Pod schroniskiem debata, dość burzliwa - jest bardzo wczesna godzina, za nami większość zaplanowanej trasy, a szkoda dnia, żeby już jechać do domu. Pod uwagę bierzemy dwie opcje - albo Romanka i zejście do Żabnicy, albo Pilsko i powrót przez Rysiankę znów i zejście do Żabnicy. Ja byłam za Romanką, z racji tego, że obawiałam się tak zwanej "dupówy", braki widoków, powrotu o zmroku. Poza tym na Romance dawno mnie nie było - 4-5 lat? - a na Pilsku byłam dwa tygodnie temu. Za Pilskiem jedynie przemawiała u mnie chęć chodzenia gdzie bądź, jak najdalej jak najdłużej. Decyzja jednak zapadła - Pilsko. Szybkim tempem kierujemy się w stronę góry, która jeszcze dwa tygodnie temu była pokryta cienką warstwą śniegu - tego dnia po śniegu śladu nie było.





Sytuacja i położenie moich butów pogarsza się ;P



Apropos moich butów - za każdym razem wróżę im ich koniec. Buty mają już ponad 7 lat, rozklejały się, ale dziadkowi na szczęście udało się przedłużyć ich żywot - posklejał i dalej mogę w nich przemierzać beskidzkie (i nie tylko!) szlaki.


Mgła nie ustępuje.


Na Pilsku próżno nam czekać na widoki, podczas schodzenia jednak zatrzymujemy się na polskim szczycie i... naszym oczom ukazują się wierzchołki szczytów tatrzańskich! Nawet dla tak krótkiego widoku Tatr - warto było!


"Mleczne" Pilsko.


Słońce chce się przebić, a nie może.

Tak słowem o Pilsku - grupę Pilska jak i cały Beskid Żywiecki budują skały fliszowe w formie płaskich nasunięć i fałdów płaszczowiny magurskiej (eocen?).

W drodze powrotnej daje odczuwać się zmęczenie w nogach. Dziś ewidentnie kondycyjnie to nie jest mój dzień, ale nic to. Każdemu się zdarza :)

Gdy dochodzimy do Rysianki, "łapie" nas cudowny zachód. To chyba rekompensata za widoki z Pilska :)



















Babia.
W pierwotnym planie to tę górę mieliśmy zdobyć - Romanka.


W schronisku chwila odpoczynku, skusiłam się na pyszne ciasto z kruszonką (mniam!) i lecimy na dół praktycznie już w ciemnościach. Po około godzinie jesteśmy już przy samochodzie.

Śniegu nie zastałam, a szkoda, mam nadzieję, że się to szybko zmieni.

To był dobry dzień na góry! :) I na pewno miło go będę wspominać - różne warunki pogodowe, widoki lepsze i gorsze, ciekawa trasa, moje ulubione miejsce (Redykalny) odwiedzone no i jeszcze miła wiadomość/propozycja w drodze na Pilsko :) Na samo wspomnienie ciepło się na serduchu robi.

czwartek, 15 listopada 2012

"Biała gorączka" - Jacek Hugo-Bader

Czy aktywnie można spędzać czas, czytając książki? Mole książkowi to nudziarze? Co daje czytanie? Jakie korzyści przynosi?

Z ciekawości w google, wpisałam hasło: ile przeciętnie czyta Polak? Efekt? Pojawił mi się wizerunek Polaka - człowieka, który nie lubi czytać książek (aż 56% badanych deklaruje niechęć do czytania - w ciągu roku nie czytają ani jednej książki). No cóż, mnie zdarza się coś czasami przeczytać, nie uważam osób czytających nałogowo za nudziarzy, a i pod pewną formę aktywności można to podpiąć. Chociażby aktywności umysłu :)

Dlaczego o książce dziś? Czasami warto zwrócić uwagę na ciekawe, godne polecenia pozycje, niejednokrotne łatwiej sięgnąć po sprawdzoną, polecaną pozycję. Więc polecam.





Polecam książkę, którą przeczytałam dopiero za drugim podejściem. Pierwszy raz - pożyczona, leżała tygodniami na półce i niczym mnie nie zachęcała do przeczytania. Wczytana w Pilcha nawet nie myślałam o tym, żeby zając sobie czas nieznanym mi wtedy jeszcze Jackiem Hugo Baderem. Przyszedł czas, kiedy właściciel knigi powiedział "basta, czas oddać". Oddałam więc, nie żałując, że nie przeczytałam, mimo zapewnień właściciela, że warto.
Drugie podejście miało miejsce ponad miesiąc temu. Miejsce: biblioteka. Nastrój: chcę podróżować. Kierunek: wschód. I wpadłam na znaną mi okładkę. Okładkę, która kurzyła się w mojej biblioteczce tygodniami. Poddaję się, biorę. I nie pożałowałam.





"Biała gorączka" to stan poalkoholowy, który jest spowodowany długotrwałym przyjmowaniem tego trunku. Jacek Hugo Bader jednak nie tylko na stanie ciała i umysłu po upojeniu alkoholowym Rosjan się skupia. Przedstawiony naszym oczom zostaje obraz Rosjan - narkomanów, złodziei, ludzi biednych, upodlonych przez prostytucję, uzależnionych od narkotyków i od alkoholu oczywiście. Reportaż pesymistyczny. Na próżno szukać w nim zabaw, hulanek, wesołego usposobienia Rosjan - nie taką Rosję autor poznaje i nie taką nam przedstawia. Dla wszystkich zainteresowanych Rosją oraz innymi poradzieckimi republikami - "Biała gorączka" to lektura obowiązkowa! 



I jak usłyszałam na wykładzie z wiedzy o Rosji - "książki tej nie należy czytać do poduszki, po ciężkim męczącym dniu, najlepiej, gdy umysł jest świeży, niezaprzątnięty innymi problemami."

A dla tych, którzy mówią "nie" czytaniu, polecam: http://jakzyc.eu/2012/04/14/czy-czytanie-ksiazek-czyni-lepszym/

niedziela, 11 listopada 2012

Pilsko! 11.11.2012

W poprzednim poście pisałam, że przywykłam do wczesnego wstawania? Nie przywykłam. Z Krzyśkiem umówiłam się na godzinę 6:00 - to aż o godzinę później niż tydzień temu. Myślałam, że będę wyspana, że obudzę się, wstanę z uśmiechem na twarzy - rzeczywistość sprowadza na ziemię. Ledwo zwlokłam się z łóżka, wykąpałam, zjadłam śniadanie i wypiłam kawę i o 6:15 Krzysiek już przyjechał. Do końca nie było wiadomo czy zdecydujemy się na Wielką Raczę czy na Pilsko. Padło na Pilsko.
Tradycyjnie już w Katowicach pod tunelem byłam w krainie snów, a obudziłam się... w Korbielowie :)
Ruszyliśmy około 8:00. Wiało niemiłosiernie! Ciepły wiatr, ale wiał nieustannie i mocno. Przy sprawdzaniu warunków pogodowych pominęłam właśnie ten drobny szczegół :) Ale to nic. Bardzo szybko doszliśmy do Hali Miziowej, do schroniska, o którym nie słyszałam dobrego słowa - mnie również jego "klimat" kompletnie nie odpowiada. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy żółtym szlakiem na Pilsko - szlak lekko ośnieżony, aczkolwiek utrudniało to swobodny spacer. I znów po niedługim czasie doszliśmy do celu - szczyt Pilska. Tatry było widać cudownie, aż nie mogę się doczekać, kiedy znów je odwiedzę. Długo na szczycie nie byliśmy ze względu na dokuczliwy wiatr  - szybko zaczęliśmy schodzić.
Ludzi jak na lekarstwo, jedynie na Pilsku na moment pojawiła się większa grupka ludzi. To był dobry dzień! :)












Ostatnie jesienne kolory.



Zdjęć mam znów bardzo mało. Nie wiem co się dzieje, ale czy to są akumulatorki, czy baterie, bardzo szybko się wyładowują i tylko cudem czasami uda się zrobić zdjęcie, zanim pojawi się napis "wymień baterie". Jakieś pomysły ma ktoś, co z tym zrobić?