niedziela, 11 grudnia 2011

Marzenia się spełniają - Tatry dzień drugi Lobby Instruktorskie

Drugi dzień wspinania.
Czwartek.
Pobudka niezbyt szybka.
Ociągam się jak zwykle.
I znów nici z heroicznej postawy wspinacza-zdobywcy, który wstaje przed wszystkimi "zwykłymi" turystami.
Jeszcze wiele przede mną.
Po 7:00 bodajże byłam już na nogach.
A miałam być około 6:00, ale mniejsza z tym.
Rzut oka na zwnątrz (przez okno) - pogoda wydaje się być sprzyjająca, słoneczko świeci, mgły brak - idealnie!
Tym razem pod ścianę łatwiej był dojść, nie było problemów orientacyjnych a i drogę łatwo można było zanleźć - charakterystyczne dla niej było  (niestety) to, że była oringowana.
Pierwszy wyciąg ma być mój.
Znów rzucam okiem (tym samym, które z rana zobaczyło przez okno ładną pogodę), ale tym razem na skałę.
W cieniu, w paluchy zimno.
- Możemy poczekać, aż słońce ogrzeje zachodnią ścianę?Zgoda.
Czekamy około godziny, uciekając w słoneczko, które przyjemnie ogrzewa.
Cisza, spokój, żadnych turystów ( w końcu jesteśmy poza szlakiem!).
Mogłabym tak kontemplować ten spokój, zagłębić się w siebie, uspokoić oddech, zrelaksować się... ale nic z tych rzeczy.
Pierwszy raz w górach zrobiłam to, co zawsze było powodem mojej krytyki - włączyłam muzykę :)
AC/DC zagrzewało do wspinania.
Było grubo po 10:00 gdy padła decyzja - trzeba ruszyć.

Lobby instruktorskie.

Opis drogi:
"Droga startuje w najniższym punkcie lewej części zachodniej ściany na prawo od małej nyży. Pierwszy wyciąg (45m.) wiedzie płytą o trudnościach do V+. Ze względu na brak naturalnej asekuracji został wyposażony w komplet (7szt) ringów. Drugi wyciąg biegnie wspólnie z Drogą Kajki. Rozpoczyna się trawersem po trawiastej półce w prawo, a na następnie wiedzie zacięciem (V) w lewo w skos (2 haki) na drugie stanowisko (dwa ringi). Trzeci wyciąg startuje ze stanowiska położoną płytą w górę (ringi wyznaczają kierunek wspinania) do płytkiego zacięcia (III). Zacięciem idziemy około 7 metrów (V-) po czym mając trzeciego ringa na wysokości kostek należy wytrawersować w lewo (V+). Uwaga: stoper po trawersie należy przedłużyć długą pętlą. Następnie idziemy wprost przez okapik (asekuracja z frienda i ringa) na położone płyty poprzecinane obłymi rysami (V+). Dalej płytami wprost w górę na trzecie stanowisko (IV+). Z tego stanowiska można przetrawersować w lewo w skos (IV+) na czwarte stanowisko pod załupą na drodze Byczkowskiego i nią V+/VI- wyjść na ostatnie stanowisko naszej drogi. "Lobby Instruktorskie" z trzeciego stanowiska idzie wprost w górę przez przewieszenie (VI.2), a następnie w prawo w skos na czwarte stanowisko (na całym wyciągu ringi wyznaczają kierunek wspinaczki, należy zabrać kostki i friendy)."
/źródło:http://wspinanie.pl/topo/polska/tatry/koscielec/zachodnia/lobby.htm
No to ruszyłam.
Wpinam się w pierwszy ring.
Drugi, trzeci, czwarty...
Chwila zawachania przy przewinięciu się przez kancik.
Pff, spokój i opanowanie.
Zejście troszkę niżej do miejsca restowego.
Jeszcze raz, spokojnie Mysia, grzej! - samą siebie motywowałam, żeby uchronić przed atakiem paniki, jakie to miewałam rok temu, gdy coś nie szło po mojej myśli lub gdy coś wydawało się chociaż w ułamku trudne.
Przewinęłam się.
Jeszcze parę metrów i... stan!
Ściągam Adama.

Wchodzi znacznie sprawniej i szybciej niż ja.
Na kursie skałkowym, Daro, instruktor powtarzał "pierwszy się wspina, drugi napierdala". W sensie, że idzie szybko :)
W porównaniu z moim tempem wspinania to chyba każdy pędzi - wspinam się bardzo powoli, zbyt powoli.
Trzeba nad tym popracować.
Kolejny wyciąg Adama, 15m, już nie tak ubezpieczony jak mój.
Musiał conieco pozakładać po drodze.
Ściąga mnie do siebie i ruszam po chwili w trzeci wyciąg.
Też miał około 40m.
Sama sobie zrobiłam trudność, ponieważ zapomniałam przedłużyć przelot i co rusz lina ściągała mnie w dół.
Nie dość, że walczyłam z grawitacją, to jeszcze ze swoją głupotą - liną ciągnącą w dół.
Sposobu, w jaki udało mi się wyjść do stanu mimo oporu liny nie opiszę, bo to haniebne i niewarte uwagi/zapisania/utrwalenia.
Ściągnięcie Adama do stanowiska też wymagało siły,
bo lina dalej opierała się jak szalona.
Ale koniec końcow, doszedł do stanowiska.
Następny wyciąg miał być tym kluczowym.
Miał, ale nie był.
Wilgotna skała + zdaje się trudność nie pozwoliły na ukończenie drogi.
Dwa zjazdy i jesteśmy pod ścianą.
Po pierwszym zjeździe czekała Adama niespodzianka, bo raz jeszcze musiał powtorzyć fragment swojego wyciągu.
Gdy ściagaliśmy linę, gdzieś się zaplątała i trzeba było po nią wracać.
Ale dla prawdziwego łojanta to nie problem :)
Rano było bezchmuerne niebo a gdy wracaliśmy, wszędzie mleko.
Kolejny udany dzień, mimo nieskończonej drogi.
Szybki obiad, przesolony bleee!
Makaron z sosem.
Grzane wino w murowańcu, pogaduchy w Betlejemce ze wspinaczami z Warszawy i sen.

Tak się spełniło moje marzenie :)



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz