poniedziałek, 21 maja 2012

19 maja - Podlesice.


Szajba, pasja, fioł(ek)? Nie wiem ja to nazwać, ale któraś z tych przypadłości mi dolega. Fioła mam na punkcie wspinania i gór, a już całkiem po reszcie wspinania w górach. 

Sobota wolna, pogoda zapowiada się elegancka, więc nic innego jak jechać w skały. W ten weekend posucha z chętnymi na wspinanie, więc daję pierwszy raz (być może i ostatni) ogłoszenie na „wspinaczkowym ugadywaniu”- jest to taka swego rodzaju grupa, forum, gdzie ludzie umawiają się na wspin, przeważnie jako pasażerowie, jedynie do samochodu, w celu zredukowania kosztów przejazdu. Daję więc takie ogłoszenie, jest nas trójka, ja, Asia i Artur, więc dwie osoby spokojnie się zmieszczą. Daję ogłoszenie:
Dwa wolne miejsce na wyjazd w skały w sobotę (19 maja). Start z Bytomia przez Katowice. Miejsce do ustalenia. Szczegóły na priv :)”.

Wszystko ładnie, umówiliśmy się na 9:50 w Katowicach, czekaliśmy na „ekypę” z  15 minut. Idą. Wychodzę z auta i ku memu przerażeniu widzę… cztery osoby?! Pytam „to jedziemy na dwa auta jednak? Kto z Was z nami jedzie?”. Odpowiedź przeszła moje najśmielsze oczekiwania, bo słyszę, że…nikt. To po cholerę ludzie się umawiają, zajmują te cholerne miejsca w samochodzie i nawet nie dają znać, że jednak nie jadą z nami!? Nie rozumiem sposobu myślenia wielu osób, a już tym bardziej takich, którzy robią delikatnie mówiąc w bambuko. Przynajmniej wiem, z kim w skały mamy nie jeździć. Druga sprawa – dojeżdżamy do Podlesic, „ekypa” cały czas za nami jechała oczywiście a jakże, bo jak się dowiedziałam, nie wiedzą jak jechać w jakiekolwiek skały, więc siedzieli nam na dupie całą drogę. Nawet nasz przystanek po żelki w TESCO (ahhhh…) był ich przystankiem. W Podlesicach samych nie inaczej – podeszło towarzystwo z nami pod skałę, ja zaczynam się szykować do poprowadzenia drogi, Artur przygotowuje się do asekurowania i nagle, główny dowodzący grupy wypala: „Bo my generalnie mamy takie pytanie, bo, czy moglibyście nam gdzieś tu nisko pokazać jak się przepina, bo chcieliśmy właśnie jechać z kimś kto nam to pokaże”. Czekałam tylko na moment, aż Artur wybuchnie, sama też byłam blisko, ale usłyszeli tylko „NIE” i „nie przyjechaliśmy tu kogoś niańczyć” i koniec tematu. Nie wiem, czy to aż tak trudno zrozumieć, że skoro umawiamy się tylko na przejazd, to jest to tylko właśnie przejazd? Tym bardziej, że „ekypa” nic wcześniej nie wspominała o tym, że mielibyśmy ich nauczyć i uczyć przepinać się w skałach, słowa na ten temat nie było. Czasami żałuję, że nie mam w sobie na tyle odwagi, żeby po prostu powiedzieć „SPIERDALAĆ”.

Sekundka, zaraz będę się wspinać.

Tyle słowem wstępu. Początek nie należał do najprzyjemniejszych, ale później już było wszystko ładnie, elegancko i przyjemnie. Pierwsza droga, w którą się wbijamy, to jakieś VI+ na Młynarzu. Prowadzę pierwsza. Zacinam się w pewnym momencie i zjeżdżam. Druga idzie Asia. Też zacina się w tym samym miejscu, bierze blok i po chwili odpoczynku szturmuje „trudności”. Następnie idzie Artur, który po bloczkach również dochodzi do stanu. Po małej wymianie zdać z Arturem postanawiam poprowadzić drogę w ciągu i… jest. VI+ moja. Następna droga. V+ również na Młynarzu. Dla Asi oesik, Artur prowadzi elegancko w drugiej próbie i tym samym ma kolejną drogę na swoim koncie. Nie wiem kto był bardziej dumny, ja czy on J W każdym razie – ruszyła maszyna do przodu! 






Wstawek również kilka z Asią mamy w "Kant Młynarza" jeden już w zeszłym roku zrobiłam, jeden jest za vi.2/2+, a drugi za vi.1+. 

Coś tu nie gra...

Ekwipunek.


Artur jeszcze raz musi iść V+ i pościągać z dwóch dróg ekspresy. To znaczy musieć nie musi, ale troszkę treningu nikomu nie zaszkodzi :) A że z nas dwojga Arturowi najbardziej się dzisiaj chce i najwięcej siły ma, manewruje przy skale i ściąga wszystko co na niej zostawiliśmy. 



Tyle z Młynarza, tyle z Podlesic na dzień dzisiejszy. Fotek mało, za to dużo wspinania po "trudniejszym", przynajmniej dla Artura. I tak ma być :) Byleby do przodu, w końcu wakacje wspinaczkowe się zbliżają... :)

Na koniec urządzamy sobie spacerek po uroczych Podlesicach, które są tak blisko Rzędkowic, a tak diametralnie się od nich różnią. Nigdy za Górą Zborów nie przepadałam, jednak ostatnimi czasy, moje patrzenie na nią całkiem się zmieniło. 








Podlesice.




Dla ciekawskich, polecam we wgłębienie się w tajniki Góry Zborów i Góry Kołoczek, które znajdują się w publikacjach Wydziału Nauk o Ziemi. Warto!

I kolejny wspólny, wspinaczkowy, ciekawy dzień za nami. Czekam na weekend!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz