poniedziałek, 26 marca 2012

25.03.2012 - Loty na Podzamczu :)

Niedziela. W Katowicach umawiamy się 9:20. Tym razem kierunek Podzamcze. Mniej urodziwe miejsce niż Dolinki Krakowskie, ale też je bardzo lubię. Po przyjeździe robimy mały rekonesans okolicy, która skała wolna. Niedźwiedź, od którego chciałam zacząć okazał się być zajęty. Co prawda nie wszystkie drogi były okupowane przez wspinaczy, jednak te, które były wolne tego dnia nas nie interesowały. Wracamy więc troszkę, żeby wspinać się na Adepcie, gdzie spotykamy znajomych. Skała w całości znajduje się w cieniu o tej porze, więc łapki nam grabiały. Na pierwszy ogień idzie "zlew.com.pl" za IV+. Cała trójka rozprawia się z nim bez problemu. W międzyczasie Artur zrobił mi fotkę z Rysiem Pawłowskim wspinającym się "Filarkiem Kurtyki" (VI.1). Chłopcy mają po przejściu FLASH, dla mnie natomiast RP, ponieważ prawdopodobnie już kiedyś tę drogę robiłam .


(fot. A. Kawka) 

Po ukończonej drodze uciekliśmy w cieplejsze miejsce, na Niedźwiedzia, żeby sprawdzić czy drogi nasze się zwolniły. Udało się. "Oszołomiony Oszołom" poszedł w ruch. Pierwsza wspinam się ja. Nie jest to moje pierwsze przejście tej drogi, robiłam ją gdy byłam drugi raz w skałach. Poszło gładko. Na drugi ogień poszedł Konrad, który prawdopodobnie miałby przejście FLASH, gdyby nie to, że skorzystał z sąsiedniej ściany. No ale nic. Druga próba i się udało. Artur za to poćwiczył dziś najwyższej klasy loty. Adam Pustelnik by się takich nie powstydził J Rachunek sumienia dla mnie raz i dla wspinającego się dwa. Błędy się zdarzają, ale w skałach być ich nie powinno, nie takie i nie po kursie skałowym. W każdym razie, na Oszołoma wrócić musimy :D



Zamek w Ogrodziencu.
Wspinając się na Niedźwiedziu mamy na widoku cały czas Zamek będący najpiękniejszym obiektem Orlich Gniazd. Ciekawostką jest, że usytuowany jest on na Górze Janowskiego, najwyższego wzniesienia Jury (515,5 m n.p.m.).
Około 15:30 zbieramy manatki i idziemy na Górę Birów.
Góra Birów widziana z Niedzwiedzia
Po drodze mijam Drobne Cwaniaczki, które czekają, kiedy tylko wrócę, żeby się z nimi rozprawić. Przyjdzie i na nie kolej.

Jesteśmy na Górze Birów. Miałam bawić się tylko w drogi o wycenie IV i V, żeby palca nie obciążać, ale pragnienie wspinania się po wszystkim jest większe i wbijam się w „Sosnowiecką popylinę”, która puszcza z OS. Początek troszkę wyślizgany, ale taki urok jurajskich skał J Następnie próbuje Konrad, zawzięcie, ale niestety, skała nie daje za wygraną. Wbijam jeszcze raz w Sosnowiecką Popylinę, ale innym wariantem i ściągam wszystko z drogi. Idziemy dalej, wzdłuż Szarej Płyty i chłopcy prowadzą IV drogę, dojście do "Fucking Rurociąg".
 Na stanowisku Artur się przepina, jeszcze pod moim czujnym okiem, jednak bez podpowiadania. Wszystkie czynności są zrobione wzorowo :)



Na końcu idę ja. IV drogę postanawiam jednak pociągnąć dalej i zrobić „Fucking rurociąg”. Udaje się. Droga bez trudności, jedynym mankamentem jest barierka, nad którą robi się wpinkę, jednak nie wiem jak wyglądałby lot znad tej wpiny wprost na to żelastwo. Może właśnie dlatego nazwa drogi to „Fucking rurociąg”.
(fot. A. Kawka) Końcóweczka drogi. Dziwna pozycja ^_-

I na koniec dowód na to, że czekając na dojście chłopaków do stanowiska, na którym się przepinali, wcale się nie nudziłam :) Aparat w takich sytuacjach to skarb. Sweet focie na dwa sposoby.


O, taki mam pomarszczony nos :)




Alternatywna wersja sweet foci :)

To był dobry dzień. Wyniosłam z niego pewne lekcje. Przełamałam rutynę, która nieco wdarła się w moje przyzwyczajenia wspinaczkowe. I obmyślam kolejny wyjazd wspinaczkowy, ale może na troszkę dłużej niż jeden dzień. Chociaż gór by się troszkę przydało. Uwaga, bo jestem ich poważnie spragniona!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz