środa, 4 kwietnia 2012

AMP 30.03-01.04 Wrocław

Ostatni weekend marca spędzony we Wrocławiu. Akademickie Mistrzostwa Polski we wspinaczce sportowej. Do ostatniej chwili myślałam, że nie pojadę, ze względu na niedawno naderwane ścięgno i dwumiesięczną przerwę od wspinania. Siły zero, wytrzymałości zero tylko ma wspaniała (:D) technika się ostała. Jak widać po wynikach (dużo gorzej poszło mi niż w zeszłym roku), sama technika i jako taka pamięć ruchowa nie wystarczy :D Musi się zginać. Bo jak mawiają „prawdziwa siła techniki się nie boi”.

Ruszamy w piątek po 12:00 bodajże. Pociągiem, w którym masa kombinacji, bo każdy z nas miał inną miejscówkę. Usiedliśmy w jednym przedziale, a osoby, które chciały usiąść na swoich miejscach, prosiliśmy, aby poszli na nasze J Troszkę kombinowania ale udało się. Do Wrocławia dojechaliśmy razem.

Na remontowanym przed Euro dworcem (zdążą?) zrobiliśmy sobie foteczki, a jakże. Spotkałam znajomego, którego ho ho nie widziałam i który wcale nie mieszka we Wrocławiu. No nic, świat jest jednak mały.

Na dworcu we Wrocławiu. C
Ruszyliśmy w poszukiwaniu hotelu „Absynt” w którym mieliśmy zarezerwowane noclegi. Przy pomocy Kajtkowego GPS`a dotarliśmy we względnie krótkim czasie.


Wrocławski sąd.

Wrocławski sąd.
I znów... :) Przypadł mi do gustu.
Jeszcze tego nie wiemy, ale jesteśmy już blisko :)
I doszliśmy.
Po szybkim rozpakowaniu się i rzuceniu klamotów ruszyliśmy na miasto, żeby coś zjeść.


Mało uroczy widok z okna naszego pokoju. Zdecydowanie wolę te z okien górskich schronisk.
A kuku.
 Weszliśmy do pierwszej lepszej jadłodajni.


Po „obiedzie” rozdzieliśmy się, część poszła na „Zerwę” w celu weryfikacji zawodników (ktoś to zrobić musiał), część natomiast poszła zwiedzać miasto. Warunki pogodowe nie były zbytnio sprzyjające, spacerowa aura nie dopisywała, bardziej nazwałabym ją barową. Wytrwali jednak się nie poddaliśmy –zwiedzamy i pstrykamy fotki.

Dzielnie pozuję. Ale drugi plan wygrywa i przykuwa swoją uwagę bardziej.
Rynek.







Wrocławski rynek mnie ujął – multum kamienic pięknych, wnętrza też przecudowne i zapewne tam wrócę jak tylko będzie cieplej/ładniej, żeby pozwiedzać. Ja i zwiedzanie? Brrr!

Pijalnia wódki.
Pijalnia wódki żywcem przypomina klimat lat 80`. Klimat, który znam w filmów, zdjęć, opowieści, bo żyć w tych latach nie było mi dane. Dużo ludzi, skromny wystrój, wódka, piwo i śledzie na zagrychę.

Wrocławskie kamienice.



Pochmurno-deszczowy wieczór.
Rynek nocą.



Rynek nocą 2.


Drugiego dnia musieliśmy wstać bardzo wcześnie, bo o 7:00 już zaczęły się eliminacje mężczyzn na trudność. Kobiety startowały od 9:00, ja z numerem 51 wystartowałam około 11:00. Niezbyt udany występ, gorszy niż w zeszłym roku, tłumaczę to jednak długą przerwą we wspinaniu (phi). W każdym razie i tak cieszę się, że mogłam startować, bo jeszcze trzy tygodnie temu, gdy zaczynałam się wspinać po kontuzji, nawet o tym nie myślałam. A udało się, ścięgno się goi, a i forma powolutku wraca :)

Treneiro przed startem.


I treneiro w akcji.


Skupienie i wizualizacja drogi to podstawa :)

Asia.


Przyszła i kolej na mnie.




Zaraz po moim występie przyjechał Artur. Przyjechał stopem. Spryciarz. Kibicować już mi nie pokibicował, ale przynajmniej razem spędziliśmy czas we Wrocławiu.

Po naszych występach poszliśmy do hostelu przespać się, później na miasto na pizzę i o 19:00 byliśmy z powrotem na "Zerwie", żeby zobaczyć najciekawsze moim zdaniem widowisko - Finały. To chyba te dwie godzinki finałów kobiet i mężczyzn najbardziej motywująco działają i powodują, że chce się więcej wspinać i robić takie cuda jak finaliści.


Po finałach przyszedł czas na relaks.







Niedziela to natomiast jakaś kompletna porażka. Czasówki. Bieganie po ścianie. Ja wykonałam alternatywną wersję czasówek, jak zresztą większość osób, które nie miały styczności z tym rodzajem "wspinania". Przespacerowałam się. Nie dla mnie ta forma wspinania, kompletnie jej nie czuję i... no nie! ;P Aczkolwiek podziwiam biegaczy, bo to, co niektórzy z czasem robili i w jakim czasie, to jakiś kosmos.

Zaraz po czasówce zwinęliśmy się do domu, nie czekając na finały. I tak oto minął ostatni weekend marca we Wrocławiu. Wrócimy tam jeszcze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz