niedziela, 22 kwietnia 2012

Plan na weekend był genialny - sobota skały, niedziela w górki, jakieś 30-40 km przechadzki. Rzadko zdarza się, żebym miała aż dwa dni weekendu wolne od pracy czy od innych obowiązków, ale tym razem się udało. Ciężko było zadecydować - wspinamy się czy chodzimy po górkach. Obydwie propozycje kuszące, więc planowaliśmy połączyć obydwie aktywności. Nic z tego, plany zaczęły się sypać w momencie, gdy zaczęliśmy brać sobie do serca prognozy pogody. Następnym razem zdam się na własną intuicję :)
W sobotę ma padać, decydujemy więc na spacer po Bielsku, eh, a raczej po sklepach obuwniczych w Bielsku. Później decydujemy się jeszcze skoczyć na ściankę - niezbyt mądry pomysł dzień przed wspinaniem w skałach, ale jakoś tak - aktywności mi trzeba! Wspinamy się do 22, po czym wracamy do domku. Niedziela, wstajemy niezbyt wcześnie, bo w końcu jedziemy w skały - pełen chillout. Dziś Słoneczne Skały.

Jedziemy w piątkę, a wspinamy się w zespołach dwa na trzy. Dziś dalej Artur uczy się prowadzić (a raczej utrwala nabyte wcześniej umiejętności :)), oraz pierwszy raz zupełnie samodzielnie się przepina na stanowisku. Klasa! ;P Żeby więc się nie zniechęcić i JESZCZE nie wprowadzać zbyt sportowej atmosfery, dziś wspinamy się po łatwym, poniżej maksów. Postanowienia jednak pewne są, chęci do robienia coraz trudniejszych drów również rosną, więc powolutku z następnymi wyjazdami postaramy się niekoniecznie wszystko prowadzić, ale w coś trudniejszego się wbić i wędkować/patentować.

Rejon, w którym się wspinaliśmy, znajduje się na terenie Wyżyny Olkuskiej, która jest częścią Wyżyny Krakowsko - Częstochwskiej (Dolina Szklarki). Jak wiadomo (albo i nie), teren ten zbudowany jest z wapieni, które pochodzą z jury. Silnie rozwinięte zjawiska krasowe na ostańcach jerzmanowickich, to właśnie to, co daje nam tyle frajdy  i dlaczego ciągnie nas w skały.

Przychodzimy pod skałę Filarek Bularza. Ze mnie bularz jeszcze żaden, ale wbijam na drogę na tej skale o wycenie V+ "Mała płytka" i ciągnę on sight. Przyznam, że tak łatwo zupełnie nie weszło, bo wyślizg niemiłosierny.

Pozycja atomówki. Fight!

Na końcówce Małej Płytki na Filarku Bularza.



Po mnie idzie Konrad, który na dzień dobry na ostrej krawędzi pozbywa się skóry i zostawia ją na skale. Ała. Jeszcze kilka prób, ale ewidentnie droga nie daje za wygraną i chyba nie chce dopuścić Konrada do końca. Następnie Artur, który również się z drogą nie zaprzyjaźnił, ale przehaczył do końca.
Trzeba przyznać, że chmury mnie dziś zawstydziły. Widzieliśmy tyle rodzajów chmur, że moja "Wielka księga chmur" by wszystkiego nie ogarnęła. Tak poza tym, to wpadłam na pomysł, że następnym razem wezmę ze sobą księgę chmur i będę praktykować, porównywać, zanudzać, a co :)

Konrad i chmury. Fractusy?




Geograf w raju.







Fejs.


Druga droga, którą dziś bierzemy pod uwagę, jest znów coś łatwego, ehm, "Dokładka" za IV- też na Filarku Bularza. Pierwszy idzie Konrad  robi drogę z on sighta, Druga idę ja i... brak śniadania daje się we znaki, poza tym droga kompletnie nie pode mnie, co powoduje, że przechodzą ją w czasie dwa razy dłuższym niż Artur i Konrad. No cóż. Ile osób tyle upodobań odnośnie dróg.


Na Dokładce. Razy sześć.

Artur atakuje mnie z góry aparatem.



Artura z góry atakuje Konrad. Największe zdjęcie pokazuje technikę wychodzenia do stanu "na kolana".

Po szybkim uzupełnieniu energii Snickersem ruszamy dalej. Tym razem na drogę o ciekawej nazwie "Prestidigitator" za V-. Wszyscy widzieliśmy wcześniej, jak się na niej wspinał Adam z Olą, więc dla każdego po fleszyku :) Droga ciekawa.





Po trzech drogach postanawiam się wbić w coś trudniejszego, jednak cały czas mając na uwadze słabe ścięgno. VI.1 wydaje się być odpowiednie. W głowie mam plan, najpierw wędka raz, a później poprowadzę. Za namową Adama i Artura, prowadzę od razu, jednak kompletnie bez wiary w powodzenie, że uda mi się sfleszować drogę. A jednak, udaje się. Cieszę się, bo bardzo zależy mi na przejściach OS i FL, a to ze względu na to, że w Tatrach no kurcze, chciałabym się wspinać na drogach właśnie w tym stylu.


Artur wędkuje również tę drogę, i ruszki robi wszystkie na całej długości drogi. Jeszcze jedna wizyta w Słonecznych i "Trzy dupne psy na szperplacie" będą i Artura.


Po chwili przegania nas deszcz. Idziemy do auta i decydujemy, że pojedziemy gdzieś indziej się wspinać, może tam nie będzie padać. Jadąc autem jednak dochodzimy do wniosku, że bez sensu jest nadrabiać kilometrów, żeby tylko dojechać i przekonać się, że leje. Wracamy za namową Adama, który stwierdził, że "to tylko lekki deszczyk". Chwała mu za tę dawkę optymizmu, bo większość z nas jeszcze się trochę powspinała. Ja dałam sobie już spokój, bo paluchy męczył skałowstręt, a i buty uwierały. Tak, tak wiem... Dobrej baletnicy... i tak dalej :)
W czasie wspinania zdecydowaliśmy się na rozpalenie grilla. Plan ten był brany pod uwagę od samego początku (po to go braliśmy ze sobą), jednak obawa przed zlewą nas powstrzymywała. W końcu jednak grillowanie doszło do skutku.



Chmury deszczowe.


Jak to Adam stwierdził "tak to ja mogę jeździć w skały, robić IV, V, VI, VI.1, jeść kiełbasy, pić piwo", jednak jak sam po chwili zauważył, gdyby tak było za każdym razem, to i te VI.1 przestałyby wchodzić :) Szczęśliwi, usatysfakcjonowani, najedzenie, rozwspinani wracamy w totalnym deszczu do domu.

To był dobry dzień!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz