Nie wiem, do prawdy nie wiem, po co komu wstawanie/budzenie/wychodzenie z łóżka. Codziennie rano mam wrażenie, że dzieje mi się niespotykana krzywda. Krzywdę tę odczuwam szczególnie boleśnie w górach, gdzie nie ma zmiłuj dla „jeszcze chwilunia”. Nawet gdy przychodzi mi do napisania zdania „wstaliśmy o godzinie…” trzepie mną i telepie na samą myśl. Wrr… Dlatego nie opiszę tego momentu. Zacznę od śniadania, które to zjedliśmy na stołówce, przy okazji napełniliśmy termosy wrzątkiem i zaparzyliśmy herbatę na drogę. W schronisku miłe ciepełko, ale na zewnątrz mróz szczypie w nosy i trzeszczy pod butami. W jadalni panował gwar, wszyscy pobudzeni, zbierali się do wyjścia. Spakowaliśmy potrzebne rzeczy do jednego plecaka, robiąc przy tym trochę bałaganu.
Bałagan przy pakowaniu. |
Zdarzało mi się jednak, że robiłam większy rozgardiasz przy swojej „pryczy” J
Zdjęcie z października lub września z Betlejemki i MEGA bałagan. |
Na tarasie założyliśmy raki, rękawiczki na dłonie, czapki na głowy i ruszyliśmy.
Przed wyjściem na tarasie. |
Nie wiedzieliśmy, że najlepiej/najwygodniej jest iść wzdłuż stawu i dla rozgrzewki, zupełnie przypadkowo, poszliśmy przez Wyżnią Kopę, co dało nam dobry widok na Dolinę Roztoki nad którą „zawieszona” jest Dolina 5 Stawów. Przy podchodzeniu porobiliśmy kilka fotek.
A to zdjęcie aż się prosi o podpisanie "Schronisko i ja", " Schronisko i Artur". :)
A to zdjęcie aż się prosi o podpisanie "Schronisko i ja", " Schronisko i Artur". :)
Dolina Roztoki. |
Co prawda Arturowi już na zejściu się przypomniało, że "faktycznie gdzieś czytał, że idzie się wzdłuż stawków", ale nie miało już to najmniejszego znaczenia. Widoczki ładne. Zeszliśmy i ruszyliśmy do miejsca, gdzie rozchodzą się szlaki. Droga była wydeptana, zarówno przez turystów pieszych jak i poruszających się na nartach (skiturowych czy innych bajerach – nie znam się na tym).
Idziemy dalej i kolejne "rozejście". My wybieramy ścieżkę na prawo - w lewą stronę pójdziemy jutro, na Zawrat.
Idąc cały czas myślałam o tym, jakie to mamy szczęście będąc w taką pogodę w górach. Słońce, mrozik, bezchmurnie (chociaż akurat chmury potrafią zrobić piękny spektakl na niebie).
Z płaskiego nagle zaczyna się robić lekko nachylone. Zaczyna się podejście. Uwielbiam moment, gdy oddech przyśpiesza i miłe ciepło rozchodzi się po ciele.
Co jeszcze przede mną? |
Gdy trudy już za mną... :) |
Inwazja czerwieni pod Kozim. |
Moja radość nieco mniej ekspresyjna :) |
Fotografii wykonanej niezwykle zaawansowaną metodą, której tajniki zagłębiają jedynie zaawansowani fotografowie, też nie mogło zabraknąć.
(fot. A. Kawka) Tak mamo, mam rękawiczki. |
Panoramka ze szczytu. |
(fot. A. Kawka) Zejście. |
(fot. A. Kawka) Faza na: NIGDZIE NIE IDĘ! |
(fot. A. Kawka) Szczęście. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz